leszek.sopot leszek.sopot
277
BLOG

1 sekunda. "Odchodzimy?" czy "odchodzimy!"

leszek.sopot leszek.sopot Polityka Obserwuj notkę 19

 

 

Nie wiem czy drugi pilot na 11 sekund przed krytycznym uderzeniem w brzozę wydał komendę "odchodzimy!" czy zapytał "odchodzimy?". Jeśli pytał, to oznaczało by, że albo potwierdzał w ten sposób to, co już robił kapitan, albo też szukał potwierdzenia na poparcie swoich słów.
Załoga po otrzymaniu informacji ze Smoleńska o godz. 8.24:30 była zdecydowana, że jeśli można to spróbują podejścia, ale jeśli nie będzie pogody to zrezygnują i odejdą na drugi krąg. Warunki pogodowe potwierdził kapitan polskiego Jaka, który kilkadziesiąt minut wcześniej wylądował. Kapitan Protasiuk informuje dyrektora Kazanę, że nie dadzą rady podejść. Dostają o 8.28:40 informację z samolotu Jak, że rosyjski Ił próbował podejść do lądowania, ale odleciał bo nie dał rady. Kazana po chwili, o godz. 8.30:35, informuje, że na razie nie ma decyzji prezydenta co dalej robić. Kontynuują podejście do lotniska. Jednocześnie przygotowują automatyczne urządzenia w samolocie, aby za naciśnięciem jednego guzika przejść z trybu lądowania do wznoszenia - godz. 8.31:07.
W końcówce lotu w kabinie pilotów jest gen. Błasik. Drzwi do kabiny są otwarte - podobno, bo na to mają wskazywać niezrozumiałe głosy w tle. Lot przebiega prawidłowo. Są na kursie, wyrównują do osi lotniska. Prawidłowo kontrolują wysokość (choć czytam sugestie, że nie odczytywali jej z ciśnieniomierza, co wydaje mi się nieprawdopodobne, bo różnice w wysokości byłyby znaczne w stosunku do zróżnicowania terenu do poziomu płyty lotniska). Padające słowa i komendy oznaczają, że wszystko przebiega sprawnie, że samolot jest pod pełną kontrolą. O 8.36.01 są już jedynie 0,7 mili od osi (wcześniej byli 5 mil), czyli idą poprawną drogą lądowania.
O godz. 8.38:02 ktoś mówi (gen. Błasik?), że ktoś "się wkurzy, jeśli jeszcze" (niezrozumiały dalszy ciąg).
Godz. 8.38:22 informacja, że zostało im jeszcze pół mili (zgaduję - odchylenia od osi, a więc poprawnie naprowadzali się na pas startowy).
O 8.39:31 lotnisko w Smoleńsku informuje, że prezydencki samolot jest na dobrej ścieżce podejścia.
8.40:42 prezydencki samolot znajduje się na wysokości 100 metrów. Na wysokości 80-100 miała być podjęta decyzja - lądować czy nie.
8.40:49,6 - 90 metrów (obniżenie poziomu lotu o 10 m zajęło samolotowi 7 sekund?)
8.40:50,0 - 80 metrów (nagle w ciągu 0,4 sek. opadają o 10 m)


Padają kluczowe słowa drugiego pilota:
8.40:50,5 - "odchodzimy" ("?" czy "!")

Jeśli to było pytanie, to tłumaczy mi ono, że może w tym momencie kapitan zrezygnował z lądowania i zaczął włączać system tak, aby zwiększyć wysokość. Zajęty swoimi czynnościami kapitan nie odpowiedział, tylko robił swoje. Ale jeśli to była komenda lub jej propozycja?
W zgranym zespole, po wielokrotnym przećwiczeniu, wszystko w takim momencie jest ustalone - nie ma pytań i wątpliwości, maszynę przestawia się z lotu do lądowania w lot wznoszący. Piloci nie byli jednak sami. Był wśród nich wyższy stopniem, były otwarte drzwi. Generał czekał na reakcję kapitana a kapitan generała? Na szkoleniu z pewnością takich warunków lotu nigdy nie ćwiczono. Nie chodzi o pogodę. Generał mógł być pewny, że decyzję podejmie pilot. Pilot mógł być przekonany, że generał zjawił się w kabinie po to, aby samemu podjąć decyzję czy lądować czy nie.
Moment kluczowy. Moment podjęcia decyzji. Ile trwał - może trzy, dwie sekundy. W tym czasie samolot wciąż szybko obniżał lot.
8.40:51,8 - 60 metrów
8.40:52,3 - 50 metrów
8.40:53,0 - 40 metrów
w tym momencie tempo opadania spada, zgaduję, że po 3 sekundach zaczął działać tryb zmiany kierunku lotu - do góry, samolot powinien zacząć wyrównywać, a następnie powoli podnosić się w górę. Niestety, w górę podnosiło się także zbocze jaru
8.40.55,2 - 30 metrów
8.40:56,0 - 20 metrów
8.40:59,3 - zderzenia z drzewami. Z innych źródeł wiadomo, że w tym momencie przestał działać autopilot, który kierował kursem, ale na wysokość lotu mieli wpływ piloci.
8.41:04 - koniec nagrania.
Podczas pożegnania Maćka Płażyńskiego, jeden z kolegów, kiedyś pilot cywilny, dziś pracownik naziemny, który latał m.in. na tutkach, tłumaczył nam, że jest pewny, że załoga nie popełniła błędu, że tutki mają to do siebie, że w momencie, gdy zmienia się ciąg ku górze, samolot wykonuje "przysiad" - obniża się raptownie nawet o kilkadziesiąt metrów (co zależy m.in. od szybkości podejścia i cyrkulacji powietrza). Jego zdaniem coś mogło nie pójść idealnie i precyzyjnie ze zmianą ciągu, czy, jak się wyraził, powietrze ich ciągnęło zbyt mocno ku dołowi (nie wiem czy dobrze go zrozumiałem).
Po odtworzeniu parametrów lotu dopiero będzie można się przekonać w którym momencie został włączony przycisk "odchodzenia". Mógł zostać włączony o te dwie, trzy sekundy za późno. Dlatego znaleźli się 5 metrów nad ziemią i uderzyli w brzozę, a nie przelecieli 5 metrów nad nią.
Gdyby nie było zbrodni w Katyniu, nie byłoby kolejnych rocznic. Gdyby premier Tusk nie był trzy dni wcześniej z premierem Putinem, nie byłoby na pokładzie tutki takiego ciśnienia, że prezydent musi być w Katyniu na uroczystościach. Nie tylko z powodu rocznicy zbrodni, ale i zbliżających się wyborów. Dzień wcześniej, jak opowiadał Michał Kamiński, zatwierdzony został plan prezydenckiej kampanii. Mówił, że nucił sobie radośnie muzyczny motyw kampanii - pieśń małego rycerza.
Dwadzieścia minut po ósmej Izabela Tomaszewska zadzwoniła z satelitarnego samolotu do Jacka, swojego męża. Być może coś przeczuła, cos ją zmotywowało do tego, aby powiadomić Jacka, że jest w samolocie. Musiała przerwać rozmowę i odłożyć słuchawkę. Być może dlatego, że prezydent Lech Kaczyński chciał zadzwonić do brata. Iza nie zdążyła się pożegnać, powiedziała tylko "jestem w samolocie"... Wczoraj przesłałem Filipowi, jej synowi, mam nadzieję, że pokrzepiające życzenia. Długo jeszcze będzie przeżywał śmierć swojej mamy, tak jak i moja córka śmierć swojej cioci...
Wszystko razem się tak straszliwie splotło....
Powinny decydować procedury. Ale tu chodziło o Katyń. Procedury nie zostały złamane, co najwyżej naruszone - obecność najwyższego dowódcy, który może uprzedził kapitana Protasiuka, a może nie, że to kapitan samolotu bezwzględnie sam podejmuje decyzje. Być może generał chciał uchronić swojego podwładnego przed ewentualnym konsekwencjami z powodu podjęcia decyzji o nie lądowaniu w Smoleńsku. Chciał sam później zaświadczyć, że to była jedyna słuszna decyzja. Już tego nie zrobi. Zaś pilot, aby później nikt mu nic nie zarzucił, postanowił w bezpieczny sposób podjąć próbę podejścia na drogę do lądowania. Z powodu stresu, z powodu Katynia, zbrodni, tylu znakomitych osób lecących na katyńskie uroczystości... Myśli kłębiły się z tyłu głowy... chwila zawahania.
Decydujące dwie, trzy sekundy o życiu 96 osób.
A może nie trzy, czy dwie sekundy.... Już jedna dawała im kilkanaście metrów. Jedna sekunda i przelecieliby nad drzewami...

 

"W gwałtownych przemianach społecznych grozi zawsze niebezpieczeństwo i pokusa nadmiernego skupiania się na rozgrywkach personalnych. [...] Nie idzie o to, aby wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby, powiem drastycznie, jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei". Prymas kardynał Stefan Wyszyński, słowa do delegacji "Solidarności" Warszawa, 06.09.1980 r. __________________________________________________ O doborze reklam na moim blogu decyduje właściciel salonu24 Igor Janke. Nie podobają mi się, ale nie mam na nie wpływu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka